Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 12 listopada 2013

Freski Ghirlandaio w Santa Maria Novella we Florencji



Na myśl, że kiedy po raz pierwszy oglądałam wnętrze kościoła Santa Maria Novella we Florencji bez żadnych wzruszeń, bez szybszego bicia serca, obojętnie jeży mi się dziś włos na głowie. Było to dziesięć lat temu. Doprawdy zadziwiające, jak z wiekiem, przyrostem wiedzy, kształtowaniem się wrażliwości na sztukę zmienia się nasze spojrzenie na świat, smak i potrzeby. Byłam potem we Florencji kilkakrotnie, ale chyba dopiero w tym roku poczułam potrzebę ponownych odwiedzin kościoła, którego nazwa nieodłącznie kojarzy się z tak znanymi nazwiskami przedstawicieli quatro i cinquecenta jak Giotto, Masaccio, Lippi, Ucello, Brunelesci czy Ghirlandaio, żeby wyliczyć jedynie kilku. 
Kaplica ozdobiona przez pracownię Ghirlandaio freskami sławiącymi życie Maryi i Jana Chrzciciela zawdzięcza swą nazwę zleceniodawcy bankierowi Giovanni Tornabuoni. To tutaj pierwsze malarskie szlify zdobywał trzynastoletni Michał Anioł, szlify, które być może przydały się podczas prac w Kaplicy Sykstyńskiej. Jeśli ktoś narzeka na sztywniejący kark podczas oglądania sufitu Capelli Sistiny w Watykanie, to co ma powiedzieć oglądający freski w Capelli Tornabuoni we florenckim kościele Santa Maria Novella. Kaplica, z powodu znacznie mniejszych rozmiarów, braku możliwości odnalezienia właściwego punktu odniesienia oraz wielości fresków znajdujących się na czterech (a właściwie pięciu) poziomach na trzech położonych w sąsiedztwie ścianach sprawia na oglądającym wrażenie, jakby znalazł się on wewnątrz bajecznie, kolorowego kalejdoskopu. Oczy szaleją rozbiegane we wszystkich kierunkach, a wzrok usiłuje odnaleźć punkt zaczepienia. Podobnie, jak przed wizytą w muzeum dobrze jest wcześniej zapoznać się z reprodukcjami, aby móc zabawić się w próby lokalizacji fresków, przynajmniej tak wysoko, jak wysoko wzrok sięga. Te namalowane najbliżej sufitu freski można zobaczyć jedynie podczas prac konserwatorskich oraz na kartach przewodników i sprzedawanych w sklepiku z pamiątkami (w który zaopatrzona jest każda szanująca się świątynia) widokówkach. Aby dać pewne wyobrażenie o wyglądzie jednej ze ścian kaplicy Tornabuoni zrobiłam kolaż z kalendarza, kartek oraz zakładki (przedstawionych na zdjęciu nr 2), a trzeba pamiętać, że jest to zaledwie jedna ze ścian, a dookoła głowy majaczą się jeszcze ta z lewej i ta z tyłu. 

Zrobione z perspektywy nawy głównej zdjęcie (nr 3) wydaje się być zbiorem barwnych plam. Mimo tych wszystkich niedogodności, mimo realnej perspektywy możliwości nabawienia się zeza bądź dostania oczopląsu widok zapiera dech w piersiach. Freski pomysłu Domenica Ghirlandaio przenoszą nas w świat, który choć wypełniony postaciami biblijnymi, jest światem arystokratyczno - dworskim końca XIV wieku, a jego przedstawiciele mają rysy, stroje i pozy żywcem przeniesione z florenckiego dworu. No i oczywiście wszystko dzieje się w bogatej scenerii ówczesnej architektury. Prostota, dekoracyjność i linearyzm charakteryzują freski Domenica, który zamiast złotnikiem został malarzem. Jego mistrzem był Verocchio, on sam w swej pracowni nauczał Michelangelo Buonarotti. W obrazach o treści religijnej przemycał treści współczesne. Obok upozowanych na postacie świętych rodzin zleceniodawców znajdują się postacie zwykłych obywateli florenckich przy prozaicznych codziennych zajęciach; rozmowa, spacer, nalewanie wody z dzbana, niesienie kosza z owocami na głowie, obserwowanie ulicy, podawanie posiłku, czy zawiązywanie butów. Szlachetne materie i bogactwo strojów postaci, dekoracyjność architektury oraz znalezienie się tutaj przedstawicieli rodziny zleceniodawcy to wymóg szczegółowo skonstruowanej umowy, która zakładała między innymi odpowiednie wykorzystanie lapis lazuru i złota (najdroższe z barwników).


Ogarniam wzrokiem całość, aby za chwilę skoncentrować się na szczegółach. Chyba nie ja jedna wybieram sobie fresk Narodziny Maryi. Właściwie sama nie wiem dlaczego, może dlatego, że znajduje się na wysokości wzroku, co pozwala dostrzec więcej detali. Ta jego zaleta nie pozwala na zrobienie udanego zdjęcia, ponieważ brakuje możliwości odnalezienia właściwej perspektywy. Posiłkuję się więc fragmentami pamiątkowych kartek (zdjęcia 4 i 5) oraz zdjęciem z internetu (zdjęcie nr 6). A może mój wybór podyktowany jest charakterem przedstawionej sceny; prostej, rodzinnej, można rzec intymnej. 
W teatralnej scenerii pięknych dekoracji (złocenia, rzeźby i płaskorzeźby, stiuki, fryzy, łuk w głębi) widzimy scenę obmywania nowo narodzonej dzieciny. Trzymane w ramionach opiekunek dziecko zaraz zostanie zanurzone w kąpieli, pielęgniarka nalewa wodę do renesansowej wanienki, wymęczona porodem położnica nieobecnym wzrokiem spogląda gdzieś w dal, u łoża świeżo upieczonej mamy ustawiły się niczym trzej królowie szlachetne panie, aby oddać pokłon (?) a może zaszczycić swą obecnością. Na pierwszym planie córka zleceniodawcy Ludovica Toranbuoni w złoto-diamentowej szacie. Jedyny mężczyzna w tym gronie pojawia się, jako wizja - wspomnienie Anny o jej pierwszym spotkaniu z ojcem dziecka (para na szczycie schodów). Postacie są niezwykle statyczne, poza pielęgniarką z rozwianą suknią nalewającą wodę z dzbana, pozostałe postacie sprawiają wrażenie posągów. Kiedy się patrzy na obraz można się zastanawiać, kto tu gra pierwsze skrzypce; Anna, mała Maryja, czy może córka zleceniodawcy, której dumna postawa i bogata szata podkreślają wysokie urodzenie, a opiekunki dziecka sprawiają wrażenie, jakby zastanawiały się, czy nie powinny pokłonić się dostojnemu gościowi i jego fraucymerowi. Na zdjęciach powyżej (nr 4 i nr 5) po raz kolejny widać różnicę w kolorystyce obrazu. W zależności od stopnia nasłonecznienia w kaplicy tło za plecami opiekunek małej Maryi (narzuta na łożu jej matki Anny) są raz brudno niebieskie, raz żywo lazurowe. I znowu internetowe zdjęcie poniżej blado wypada na tle oryginału o zdecydowanych, żywych kolorach, o których pewne pojecie daje zdjęcie nr 1, a trzeba tu dodać, iż odwiedziłam kaplicę w brzydki, pochmurny dzień. 


Granacci trzymał przy ścianie stary karton z pracowni, a Michał Anioł przy pomocy igły nakłuwał kontury kilku postaci, a następnie wypełnił dziurki węglem drzewnym. Wtedy dopiero Granacci zdjął karton, a jego towarzysz połączył czarne punkty czarną ochrą; gdy przeschła, zdmuchnął węgiel piórkiem. Do pracowni wszedł Mainardi, a zobaczywszy, jak idzie praca zmusił Michała Anioła, by go słuchał. 
-Pamiętaj, że świeża zaprawa zmienia swą konsystencję. Rano musisz pilnować, aby farby były płynne, byś nie zatkał porów ściany. Ku wieczorowi też muszą być płynne, ponieważ zaprawa mniej wchłania. Najlepszą porą na malowanie jest południe. Zanim jednak będziesz mógł kłaść kolory, musisz się nauczyć, jak ucierać farbę. Jak wiesz, jest tylko siedem naturalnych kolorów. Musisz zacząć od czarnego. 
Farby przynoszono z apteki w bryłkach, kształtem przypominających włoski orzech. Na kawałku porfirowego kamienia tłuczono farbę porfirowym tłuczkiem. Chociaż przepisowe minimum tłuczenia wynosi pół godziny, Ghirlandaio nie pozwalał, aby do jego fresków używano farb rozcieranych krócej niż dwie godziny. 
- Mój ojciec miał rację - powiedział Michał Anioł, z rękami czarnymi od farby- być artystą to przede wszystkim pracować rękami.*
Poniżej bardziej słoneczna wersja fresku.


*str.60 I tomu Udręka i ekstaza I.Stone, wyd. Czytelnik, rok 1990.
 

10 komentarzy:

  1. Jak miło zacząć dzień wizytą we Florencji i spotkaniem ze sztuką przez duże S oraz poczytać mądrych i wrażliwych na nią ludzi. A przy okazji obudzić własne, mocno zaśniedziałe już, wspomnienia i poczuć pewne ukłucie w sercu, a czego - żalu, tęsknoty, a może gniewu? - muszę to jeszcze przemyśleć. :) Dzięki. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Basiu. Rozumiem doskonale to co napisane i to w podtekście :) Uczucia gniewu wzbudzać nie warto, bo to szkodzi zdrowiu, lepiej wziąć przewodnik i wytyczyć szlak - choćby wirtualny :)

      Usuń
  2. Piękne freski.
    Dziękuję za tę "wycieczkę" do Florencji. Może mi się uda uskutecznić swoją własną, wtedy z pewnością nie ominę kościoła Santa Maria Novella.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli lubisz zwiedzać kościoły i muzea - bo SMN to dwa w jednym (a poza opisanymi- wspomnianymi zaledwie są tam jeszcze inne piękne obrazy i rzeźby) to polecam. Niestety muszę uprzedzić, iż wstęp jest płatny, ale za to można było (przynajmniej podczas tej wizyty październikowej) robić zdjęcia. I jest na trasie zwiedzania bardzo blisko dworca. :)

      Usuń
  3. Małgosiu, podczas każdego pobytu we Florencji będziemy na nowo coś odkrywać, poznawać...
    To miasto urzeka, przyciąga.Podczas kilku pobytów we Florencji tylko raz byłam w Santa Maria Novella.
    Widzę, że urlop miałaś bardzo urozmaicony, Anglia, Włochy...
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bardzo chciałam zajrzeć do Kaplicy Medyceuszy, Palazzo Medici, Uffizi po raz kolejny, ale mimo, że to małe miasto to i tak zabrakło czasu na wszystko. A moje wakacje były o wiele bardziej urozmaicone (odwiedziłam trzy kraje, pięć miast)- moc emocji i troszkę zmęczenia pod koniec.

      Usuń
  4. Aż niewiarygodne, że w tak monumentalnym, poważnym fresku jak scena narodzin Maryi może kryć się tyle ciepła: dzidziuś i trzymająca go kobieta wyglądają tak pogodnie. Św. Anna na mnie sprawia wrażenie przestraszonej, tak jakby chciała uchronić córeczkę przed grupą kobiet oddających jej cześć.
    Bardzo zaciekawił mnie fragment o technice malowania fresków. Ależ to była żmudna praca.

    OdpowiedzUsuń
  5. Chyba właśnie ten "rodzinny" klimat powoduje, że spośród kilkunastu fresków w Kaplicy ten cieszy się dużym zainteresowaniem oglądających. Ja także zwróciłam uwagę pogodę opiekunek, a święta Anna jest jakby trochę nieobecna nic dziwnego, skoro jak piszą znawcy przypomina sobie swą pierwszą "randkę", w sumie czemu nie, właśnie wydała owoc miłości na świat, moment dobry na refleksję :) Wygląda na to, że do malowania nie wystarczył talent, ale jeszcze skomplikowana technika.

    OdpowiedzUsuń
  6. To jak wycieczka - ach, na chwilę przeniosłam się tam. Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może założę działalność - wirtualne wycieczki po Europie :)

      Usuń

Jestem bardzo rada z każdego komentarza, ale nie będę tolerować komentarzy agresywnych, wulgarnych, czy obrażających moich gości (innych komentatorów).